«

»

SANOK, SAN

W Sanoku, gdy jestem, wrą we mnie, buzują
niezgorsze fluidy, czar których z rąk, oczu
flumini, montibus et urbi ślę wokół.
Chcąc spełnić liturgię pierwszego wieczoru,
z przekory też wykpić na wskroś bałamutne,
utarte poglądy na zdrowy rozsądek,
tak zwaną rozwagę, mądrości pokoleń,
choć wiatr dął w trombitę i siekł deszcz upiorny,
poszedłem z hołdami, duszyczką do ramion
odważnie przywartą przywitać się z Sanem,
sprawdzonym kompanem, jakkolwiek wiedziałem,
że przyjmie mnie chłodno uprzejmym szemraniem:
Panta rei, panie?

Dodaj komentarz