«

»

BAGATELKA ? DRZEMKA I SŁOŃCE

Skwar sierpnia. W znoju się wlokłem
wskroś rozległe ściernisko,
czyniąc drogę prostszą niemal o połowę.
Wtem pod snopkiem słomy zobaczyłem słońce.
Spało sobie słodko na boczku pulchniutkie,
tak bliskie, że dech mi odjęło z emocji.
 
Jednakże rytm kroków, chrzęst rżyska
postawił je prędko na nogi. Spłoszyło się,
pierzchło ze ścierni, gdzie spokój błękitu,
by miotać w mą stronę przemyślne oszczerstwa,
promienne obelgi.
Nie potrafiłem słońca dosięgnąć
ni skusić zachwytem, zmusić sposobem,
ażeby na polu ze słomą pospołu
nadal się chciało opalać gołe na płowo,
albowiem niebo lśniło pustkowiem,
ciszą po bieli pegazów.
 
Cóż robić!
Sprawdzałem stojące wokół opasłe stogi
oraz drobniejsze snopki. Badałem wzrokiem
wymięte wiechcie i wątłe ździebka, samotne słomki,
iżby ponownie dojrzeć
bodaj na mgnienie powiek,
niechby nawet najmniejsze
ze śniących na świecie,
całym polu,
słońce.

Dodaj komentarz