Zszedłem ze skarpy na brzeg,
niosąc serdeczne życzenia
od słońca.
Zadumany
zgubiłem moment,
gdy stanęły wszystkie wody Sanu,
nawet te odległe.
Jedynie legendy podpływały
nadal tak blisko,
że mnie dotykały,
i marzenia,
marzenia mną zaciekawione.
Zajrzałem jednemu z nich w oczy
głęboko.
Były zielone
jak nieruchome cienie na łące,
z której traw do rzeki nieuchronnej
akurat para wchodziła,
trzymając się za ręce
? młodzieniec wraz z panną,
panna wraz z młodzieńcem.