«

»

ŁOSIOWE I

 

Pokłosie badań nad naturą

włościan z Łosia w powiecie piaseczyńskim województwa mazowieckiego

 

Oto pamiętne słowa zdybanego niegdyś wśród pól kośnych pewnego jegomościa (poczciwego półchłopka, nie zaś, mimo chęci i usilnych starań, lokalnie spełnionego szamana, herolda pomyślnych i niedobrych wieści, krzewiciela miłości, również intryg na gumnie), wychrypiane ponoć szeptem dumnym a donośnym do poety Juliana Przybosia jako źdźbło celne, najważniejsze w łanie prawdy życiowej:

Gdzie sioło Łoś, osioł każdy wskaże!

Rzeczywiście, w latach sześćdziesiątych ubiegłego stulecia ilekroć wsiowy osioł jakowyś był pytany o łosie zbyt głośno, w  nozdrza wciągnąwszy sprośną mieszankę tutejszego azotu i tlenu, zatykał dokładnie małżowiny uszne, z żałością popadał, nieobyty, w nieznośne milczenie, po którym wskazywał Łoś jednonożnie, koślawym kopytem.

Na marginesie chyba powinienem dodać, że zdybany półchłopek żył na osi Łosia; miał tam hodowlę złośliwych łososi. Jego wielka miłość, nadobna Małgosia, jejmość z domu zamożna i zapobiegliwa, chociaż zabobonna, zajmowała się kośbą, rozgłośnym piciem piwa, wywabianiem plam różnych, wróżeniem z  włosia, planet, igliwia, mnożeniem roślin, a w wolnej chwili wyplataniem koszy z wikliny. On sam, jako obywatel Mazowsza, gminny osiłek spasiony metką łososiową, posiłkował się nagminnie osikowym łykiem oraz kołkiem, albowiem skomplikowane sprawy łosian zwykł rozsupływać siłowo, dogłębnie i definitywnie. Razu jednego zaś w dzień dość zimowy, mroźny, jejmość pędziła diabła z jakiegoś tępawego gościa, który pętał się po wsi bez walonek, nauszników, także wyraźnego powodu. Jednakże popełniła błąd ważny w tejże procedurze. Iżby nie rozpisywać się dłużej, napomknę jedynie, że w pobliżu Łosia ta diabłem opętana leciwa kobiecina była przez familię tępaka pętaka potępiana ze złością głośną nieomal do dzisiaj.

 

Dodaj komentarz